Nie o wilkach, a o "psach" tym razem.
śmieszny jestem
taki pewny i zaangażowany
potem napruty, żeby się pozbyć stresu
wołam
morda, wy kundle! to jest prawda!
później wkładam łeb do sedesu
ten bulgot
nieść bym chciał ku morzu
co w szambie kończy swe istnienie
i w niebo
wciąż posyłam groźby
a chmury zgodnie szczą na ziemię
bałagan!
wrzeszczę, gdy nad ranem
spuchnięte psie ślepia jakoś otworzę
i wszystko
szare, jak wczoraj, jak jutro
pies wszak nie widzi w żadnym kolorze
"nie-bunt codzienny"
PS. wiersz bardzo dobrze przyjęty na portalach literackich.
Blog z poezją. Można zapożyczać, o ile tylko podpiszecie wiersze moim imieniem i nazwiskami. Magdalena Świerczek-Gryboś
wtorek, 17 grudnia 2013
piątek, 6 grudnia 2013
obrzydliwe miłości
Tak zaczynam to postrzegać.
moje pijane serce
śpi z głową na krawężniku
stary człowiek przykrył je gazetą
aorty tkwią w wymiocinach
przedsionki usmarowane kałem
strumień czerwonego moczu sunie po bruku
spazmatyczne skurcze
głuche dudnienie o chodnik
jakieś dziecko woła: patrz, ryba!
nad ranem
zaspana kobieta wciska miotłą
moje serce w ściekową kratkę
"refleksja nad obrzydliwością miłości"
moje pijane serce
śpi z głową na krawężniku
stary człowiek przykrył je gazetą
aorty tkwią w wymiocinach
przedsionki usmarowane kałem
strumień czerwonego moczu sunie po bruku
spazmatyczne skurcze
głuche dudnienie o chodnik
jakieś dziecko woła: patrz, ryba!
nad ranem
zaspana kobieta wciska miotłą
moje serce w ściekową kratkę
"refleksja nad obrzydliwością miłości"
poniedziałek, 2 grudnia 2013
wiersz wilczy
Nie ma nic lepszego niż pisanie po wilczemu. To jest młodziutkie i nigdy nie widziało żadnego konkursu, w przeciwieństwie do poprzednich - ma ledwie trzy tygodnie. Wilk usłyszał wilczycę, lecz dotąd nie odpowiedział. Cisza w głuszy.
ta wilczyca przeczy
swojej naturze
całuje czule
ślady po sznurze
szuka wnyk jakby
z nieczystym sumieniem
głodna i brudna
modlitwa o zniewolenie
drzewa się chylą
w wielkim zdumieniu
w drewnianej klatce
pomruk zachwytu
na dźwięk skowytu
przypada do ziemi
kładąc się do stóp
swej wielkiej nadziei
księżyc zazdrośnie
za chmurą się chowa
urywa się bez słów
tęskna rozmowa
"do wilka"
ta wilczyca przeczy
swojej naturze
całuje czule
ślady po sznurze
szuka wnyk jakby
z nieczystym sumieniem
głodna i brudna
modlitwa o zniewolenie
drzewa się chylą
w wielkim zdumieniu
w drewnianej klatce
pomruk zachwytu
na dźwięk skowytu
przypada do ziemi
kładąc się do stóp
swej wielkiej nadziei
księżyc zazdrośnie
za chmurą się chowa
urywa się bez słów
tęskna rozmowa
"do wilka"
delirium Edgara Allana Poe
Nie da się zaprzeczyć, że postać Pana Poe może inspirować. Żeby zrozumieć wiersz, wystarczy zapoznać się z jego niesamowitą, mroczną biografią (a jak można jej nie znać?). Przy okazji polecam film Kruk. Zagadka zbrodni, gdzie Pana Poe gra mój ulubiony John Cusack (wiecznie gra pisarzy...).
co
się stało
co
zrobiłem
czyżbym
się mylił
ten
kruk jest biały
jakby
był always
nie
nevermore
cholera,
Olbers*
czyżby
chodziło o umysł?
teraz
widzę światło
nie
wiem, jedno czy miliardy
Reynolds
cień
za mną
wiecznie
za mną
kręcę
się jak po orbicie
gdzie
jestem
one
są tutaj
niczym
ulicznice
słyszę
melodię
ale
nie ma pianina
Virginia?
nic
w nim nie widzę
cóż
za koszmarna kompozycja
zwiesz
to wierszem?
"delirium Edgara"
*odwołanie do Paradoksu Olbersa
*odwołanie do Paradoksu Olbersa
piątek, 15 listopada 2013
o współczesności
Niespecjalnie lubię ten wiersz, ale że został nagrodzony, to go wrzucę (żeby nie było, że taki ze mnie samozwańczy, wilczy bard). Napisany w liceum, otrzymał nagrodę I stopnia w 2009 roku; jest taki przyjemny, krakowski konkurs dla młodych poetów O Laur Jubilata (pomyliłam początkowo z łódzkim Moje Świata Widzenie, sorry), ale niestety, starców na studiach tam nie chcą.
"współczesność"
a gdyby dziś dziewica Maryja
powiła syna samą Boga do ludzi miłością
królowe ulic podarowaliby mu
broń naładowaną jakoby mirrą
a jeśliby nie chciał zabijać w imię Ojca swego
a czynił cuda i głosił orędzie
ludzkość niewierna bardziej niż Tomasz
nazwałaby go szaleńcem
i jakby tak przybić Jezusa do krzyża
- za mała liczba ofiar, by zainteresować media
więc wisiałby tam, aż przysypałby go śnieg
umarłby dopiero z zimna
"współczesność"
a gdyby dziś dziewica Maryja
powiła syna samą Boga do ludzi miłością
królowe ulic podarowaliby mu
broń naładowaną jakoby mirrą
a jeśliby nie chciał zabijać w imię Ojca swego
a czynił cuda i głosił orędzie
ludzkość niewierna bardziej niż Tomasz
nazwałaby go szaleńcem
i jakby tak przybić Jezusa do krzyża
- za mała liczba ofiar, by zainteresować media
więc wisiałby tam, aż przysypałby go śnieg
umarłby dopiero z zimna
po roguckiemu
Czasem piszę w ten sposób, nazywam to "po roguckiemu". Ten monolog powstał jakieś 3 lata temu, o sytuacji pomiędzy dwojgiem moich przyjaciół, która trwa do dziś. Sęk w tym, że ona nie chce tego zrozumieć, a on nie potrafi jej tego wytłumaczyć.
"zrozum"
"zrozum"
przyszłaś tu by prosić mnie zmarnowanym czasem o chleb
dla przyszłości
bo teraźniejszość to głód
zrozum
przekarmiony smutkiem nie łkałem nie upadałem pod te
krzewy róż wyrosłe kłującym pięknem słońcu na pociechę że niektórych ludzi nie
rozgrzeje
gładko go wydalałem z siebie stęchłą wódką z wypalonych
trzewi
serce bije głucho bo jak dzwon wydrążone wisi na
cmentarnej kaplicy wspomnień
nieustannie trwa pogrzeb mój lecz twój już dawno okrył
nieznośny smród gnijącej tęsknoty
zrozum
pochowałem cię pod uschniętą nagą wierzbą na której
mieszka jeden samotny kruk
nie potrafi latać a może nie chce więc wyrywa ze
skrzydeł mięso i tak żyje z niepokojem konsumując resztki własnej tożsamości
pochowałem twoje istnienie pod lekko obsuniętym niebem
litości do samego siebie
zrozum
nie jestem psem nie wyłem do księżyca nie spadałem w
niebo by się roztrzaskać o zawarte bramy bożego dobrobytu
lunatykowałem tylko miedzy świtaniem a zmierzchem by się
nocą budzić w lodowatej toni ciszy
zrozum
nie zabiłaś mnie więc nie rozgrzeszyłem cię
zostaw albo zostań na zawsze
"zima"
Nadchodzi ta właściwa, ale nie o niej jest wiersz. Był pisany gdzieś na początku lata, o wilku i wilczycy, którzy nigdy nie powinni się spotkać.
słońce pamięta
rozgrzewało piasek
zapierało dech
byśmy przekazywali sobie tlen
zbliżenie planet
dwie galaktyki
ściągnięte ku katastrofie
słońce chce zapomnieć
zrujnowane biosfery
białe niebo rozdartej drogi mlecznej
śnieg będący popiołem
czwartek, 14 listopada 2013
Na pierwszy ogień
To w zasadzie piosenka, która ma już 10 lat. Wystarczy ukrywania się, niech idzie w eter. Piszę ją, śpiewając :) To najprawdziwsze wilcze tęsknoty.
"Lament ku wolności"
Jestem wolny, jestem wolny
jestem wolny, jestem wolny
żyję jak król
pośród tych gór
wzbijam do chmur
okrzyk mój
jak młody bóg
przez knieje pędząc
panem będąc
gdzie szlak mych dróg
gdy zmorzy mnie głód
rozleję krew
to mój zew
wilczy trud
młode nakarmię
lubą przywołam
następnie zwołam
całą mą armię
ze stromych stoków
słońcem zalanych
jest nam dany
chłód potoków
bez pośpiechu
będziemy pić
a potem
śnić spokojnie na brzegu
Jesteśmy wolni, jesteśmy wolni
jesteśmy wolni, jesteśmy wolni
lecz nagle huk
płoszy mój sen
szarpany kłem
psim kark mój
pod gradem kul
padają wilki
skowytów kilka
urwanych wpół
rozszarpują psy
dzieci me
tak jak mnie
kark pierwszy z nich
rzucam nim o pień
szukam wzrokiem lubej...
lecz ma luba
broczy krwią swój cień
jak gwiazd skowytem
dna rozpaczą sięgam
łamana strzelb potęga
mym za gardła chwytem
rzucam się na psy
trzy zagryzam naraz...
lecz dziesięć innych zaraz
zatapia we mnie kły
skarbu żył mych czerwień
wchłania śnieg
serca mego bieg
pies któryś przerwie
przez piękną sierść osaczony
choć winą niesplamiony
okrutnie poraniony
umarłem potępiony
żyłem jak król
pośród tych gór
wzbijałem do chmur
okrzyk mój
jak młody bóg
przez knieje pędząc
panem będąc
gdzie szlak mych dróg
gdy zmorzył mnie głód
rozlewałem krew
bo to był mój zew
wilczy trud
pod stromymi stokami
dom swój miałem
gdzie spokojnie spałem
z braćmi wilkami
Jestem martwy
"Lament ku wolności"
Jestem wolny, jestem wolny
jestem wolny, jestem wolny
żyję jak król
pośród tych gór
wzbijam do chmur
okrzyk mój
jak młody bóg
przez knieje pędząc
panem będąc
gdzie szlak mych dróg
gdy zmorzy mnie głód
rozleję krew
to mój zew
wilczy trud
młode nakarmię
lubą przywołam
następnie zwołam
całą mą armię
ze stromych stoków
słońcem zalanych
jest nam dany
chłód potoków
bez pośpiechu
będziemy pić
a potem
śnić spokojnie na brzegu
Jesteśmy wolni, jesteśmy wolni
jesteśmy wolni, jesteśmy wolni
lecz nagle huk
płoszy mój sen
szarpany kłem
psim kark mój
pod gradem kul
padają wilki
skowytów kilka
urwanych wpół
rozszarpują psy
dzieci me
tak jak mnie
kark pierwszy z nich
rzucam nim o pień
szukam wzrokiem lubej...
lecz ma luba
broczy krwią swój cień
jak gwiazd skowytem
dna rozpaczą sięgam
łamana strzelb potęga
mym za gardła chwytem
rzucam się na psy
trzy zagryzam naraz...
lecz dziesięć innych zaraz
zatapia we mnie kły
skarbu żył mych czerwień
wchłania śnieg
serca mego bieg
pies któryś przerwie
przez piękną sierść osaczony
choć winą niesplamiony
okrutnie poraniony
umarłem potępiony
żyłem jak król
pośród tych gór
wzbijałem do chmur
okrzyk mój
jak młody bóg
przez knieje pędząc
panem będąc
gdzie szlak mych dróg
gdy zmorzył mnie głód
rozlewałem krew
bo to był mój zew
wilczy trud
pod stromymi stokami
dom swój miałem
gdzie spokojnie spałem
z braćmi wilkami
Jestem martwy
Subskrybuj:
Posty (Atom)