O pisaniu.
Haśce kojarzyło się to z chorobą.
Jak gwiazda rodziła żar wtedy, gdy już nie dało się go znieść. Mi to się kojarzy z piciem.
Białe, czyste kartki zdają się zarzygane przez mój struty umysł. Zapruty tęsknotami serca.
W tworzeniu tkwi ostry ból, jakieś obłąkane, umysłowe konwulsje. Naprawdę przypominają torsje.
Ty musisz, MUSISZ i pochylasz głowę. Wyrzucasz to z siebie i przychodzi nieopisana ulga.
Mogłabym jakoś rzec górnolotnie, że to wycie wilka w sercu.
Że to głos wielkości przebija się przez skundloną małość.
Machać tymi frazesami jak Broniewski mojżeszową laską. Ale ja nie mam w tym żadnego wzniosłego aktu.
Przecież wszystkim można się za bardzo zachłysnąć.
Jeśli ludzie nie wyrzygują z siebie twórczości, nie przepychają przez udręczone palce opuchniętych myśli,
po prostu nie chleją świata na umór. Ja tak nie umiem.
Potrafię pić, ale nie jestem w stanie pohamować łaknienia świata.
*Mowa o Halinie Poświatowskiej oraz Robotniku z Radomia Broniewskiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.